Jacek Michalik Jacek Michalik
357
BLOG

Wkurza mnie... piłkarska ekstraklasa

Jacek Michalik Jacek Michalik Rozmaitości Obserwuj notkę 1

 

Jako kibic piłkarski chciałbym przedstawić swoją opinię na temat naszych krajowych rozgrywek. Wybrałem Salon24, ponieważ zauważyłem, że oprócz spraw politycznych dyskutuje się tu również o innych, przyjemniejszych rzeczach, w tym o sporcie. Życzę Państwu miłej lektury i proszę o komentarze.
 
Zastanawiam się, dlaczego nasza liga to ekstraklasa, a druga w kolejności liga jest nazywana pierwszą? W starych, dobrych czasach, gdy zaczynałem interesować się piłką nożną najwyższa klasa rozgrywkowa - czyli wówczas liga pierwsza - zwana była również ekstraklasą, ale słowo to było stosowane jako zamiennik (tak jak komentatorzy sportowi zamiast mówić po raz setny rzut rożny czy spalony używają wyrażeń zapożyczonych z języka angielskiego "korner" czy "ofsajd"). Rozumiem, że chcemy przejmować wzory z Anglii (gdzie poszli nawet dalej i League One to już trzeci poziom!), ale jednak w większości lig europejskich wszystko jest normalnie (Niemcy-1. Bundesliga, Włochy-Serie A, Francja-Ligue 1). Niestety "kolatorszczyzna" zawitała też do innych lig (siatkówka, piłka ręczna) i teraz muszę tłumaczyć mniej zorientowanym, że "byłem wczoraj na meczu pierwszej ligi, czyli tak naprawdę drugiej".
 
Swoją drogą, w języku polskim zawsze zastanawiała mnie inna nielogiczność, która np. w języku rosyjskim nie występuje. Otóż najniższe piętro to u nas parter, ale kolejna kondygnacja to już pierwsze piętro (u Rosjan parter to "pierwyj etaż"). Ciekawe zatem, w której dziesiątce miejsce zajął biegacz, który ukończył maraton na 12. miejscu?
 
Inna rzecz, to sama nazwa sponsora. Fajnie, że ktoś (po tylu latach "starań" "działaczy") się znalazł, i rozumiem, że chciał aby jego nazwa znalazła się w nazwie całej ligi, ale dlaczego wszyscy komantatorzy powtarzają to uparcie za każdym razem. To samo zjawisko można było zaobserwować podczas meczów "REMES Pucharu Polski". W lidze angielskiej również jest sponsor tytularny dla całej ligi (1), ale i tak mówi się "Premier League" lub "Premiership" (polecam relacje zamieszczone na portalu BBC).
 
Sama obcojęzyczna nazwa brzmi dla mnie fatalnie a gdy muszę słyszeć to w każdych wiadomościach, doprowadza mnie to do szału. Ale czego spodziewać się po dziennikarzach, którzy opowiadają o pracy w "agencji pablik rilejszon", "konsaltingu" albo jako "kriejtiw dajrektor", tak jakby nie było polskich odpowiedników tychże zawodów - dla nich wszystko co zagraniczne (a właściwie nazywa się "zagranicznie") jest super, cool i trendy. Tutaj też zdecydowanie wolę podejście rosyjskie, gdzie obok oryginalnej nazwy jest zapis fonetyczny (np. zespół Queen to Куи́н), podczas gdy u nas trwają dyskusje czy mówi się "imidż" czy "imaż".
 
Lubimy sobie utrudniać życie i coraz częściej zamiast pisowni "Szewczenko" pojawia się "Schevtschenko" lub inny tego typu wynalazek. Ostatnio zastanawiałem się, o kim mowa w artykule o "braciach Klitschko"... a gdzieniegdzie w prasie i artykułach historycznych pojawił się nawet "Djugashvili" (sic!). Rozumiem zapożyczanie wyrazów z innych języków (zwłaszcza w przypadku nowych technologii), ale w takim przypadku nie powinno być zgody na takie psucie polszczyzny. Mógłbym dużo o tym pisać, ale nie będę powtarzał tego, co możemy przeczytać w jednym z blogów w "Rzepie" (2).
 
Dodatkowo sponsor postarał się, aby wepchnąć (dokładnie tak!) swoje logo na koszulki piłkarzy. Wszystko OK, jest inwestor=daje pieniądze, więc chce reklamować swoją markę, ale dlaczego na niebieskich koszulkach Lecha czy Ruchu czy zielonych Śląska Wrocław widzimy obrzydliwy różowy prostokąt?
 
Większość firm ma różne wersje swoich symboli (3), często wystarczy zamieścić symbol firmowy bądź napis charakterystyczną czcionką, aby było wiadomo o jaką firmę chodzi. Wielkie koncerny międzynarodowe i duże firmy polskie nie mają z tym problemów, zresztą wystarczy popatrzeć na koszulki siatkarzy i reklamę Plusa (firma jest sponsorem generalnym rozgrywek) - na ciemnej koszulce logo i napis są białe. Liczy się to, że jest reklama o określonych przepisami wymiarach, ale nikomu to nie przeszkadza. Ilustracją niech będzie kilka zdjęć ze strony AZS Politechniki Warszawskiej:
 
Firma T-Mobile była kiedyś obecna na koszulkach Bayernu Monachium (4) i jak widać, udało się załatwić to w taki sposób, że reklama jest doskonale widoczna, a przy tym "nieinwazyjna". Różnica jest taka, że poważne kluby, jak Bayern, Manchester, Real czy Barcelona szanują się i nie pozwolą wkleić sobie różowego plastra na koszulkę, a nasi pseudodziałacze wezmą co się da i nawet nie spróbują negocjować, aby nie wyglądało to jak szklany wieżowiec na środku Starówki.
 
Jakby powiedział to były zawodnik Lecha Poznań, Sławomir Peszko, "szanujmy się, tak?!". Szanujmy barwy klubowe, tak jak szanujemy barwy narodowe. Tu chodzi o tradycję! Chyba nie chcemy, żeby za kilka lat flaga Polski stała się przedmiotem handlu tak jak w poniższym dowcipie:
 
"Do Władimira Putina dzwoni prezes Coca-Cola Co.
- Panie prezydencie, mam propozycję. Co sądzi pan o zmianie flagi Rosji z niebiesko-biało-czerwonej na czerwoną? Jak za dobrych czasów w ZSRR. My za taką reklamę oferujemy, powiedzmy, 5 miliardów dolarów rocznie. Putin odpowiada:
- Pozwoli pan, że przemyślę propozycję.
Odkłada słuchawkę, wykręca numer swojego asystenta i mówi:
- Wania, kiedy dokładnie kończy się nam umowa z Aquafresh?"
 
To jednak nie wszystko, co zarzucam naszej (cytując Jana Tomaszewskiego) "(s)kopanej" - ale o tym napiszę niebawem.

PRZYPISY:
  1. http://en.wikipedia.org/wiki/Premier_League
  2. http://blog.rp.pl/bojanczyk/2010/08/23/do-you-speak-polish/
  3. http://pl.wikipedia.org/wiki/Logo
  4. http://www.colours-of-football.com/colours03/ger/bayern/bayern_1.html

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości